Tutoring rówieśniczy, czyli pochwała leniwego nauczyciela

Znacie to uczucie, kiedy próbujecie wytłumaczyć coś dzieciom, powiedzmy zagadnienie matematyczne, ale w odpowiedzi napotykacie tylko zagubione spojrzenie i oczy jak pięć złotych? Wewnętrzny nauczyciel wścieka się wtedy i ciska, że przecież tak wspaniale i klarownie przedstawił temat, podał przykłady i co te dzieci w ogóle sobie myślą, żeby tego nie docenić. Zewnętrzny nauczyciel jednak zachowuje zimną krew i zaczyna zastanawiać się: co tutaj zrobić, żeby uczniom pomóc. Prawda jest taka, że zawsze w klasie znajdzie się kilka osób, które załapią o co nam chodzi, lub też załapałyby i tak, bez naszych tłumaczeń. Lub nawet pomimo naszych tłumaczeń… Ja w takim wypadku daję wszystkim dzieciom zadanie i pozwalam trochę pokombinować samodzielnie. Dzieci, które skończą wcześniej wysyłam jako moich pomocników „w świat”. Krążą po klasie i pomagają tym, którzy mają problem ze zrozumieniem zagadnienia. Oczywiście zdarza mi się podchodzić i tłumaczyć indywidualnie, ale z moich obserwacji wynika, że w takim wypadku dziecko „się wyłącza”, czekając aż podam gotowy sposób, albo nawet wynik. Z dziecięcymi tutorami jestem z kolei zawsze tak umówiona, że nie wolno im podawać gotowego rozwiązania, ich zadaniem jest tłumaczyć, wyjaśniać w jaki sposób coś zrobiły. I serio się tego trzymają! Dzieciaki dużo chętniej słuchają rówieśników, lepiej z nimi współpracują. Po chwili dziecko, które z początku miało problem, samo zaczyna krążyć po klasie i pomagać, utrwalając sobie sposoby i rozwiązania! Edukacyjne perpetum mobile. Moim ulubionym momentem podczas takich zajęć jest właśnie to, kiedy z początku zagubiony uczeń nabiera pewności siebie, staje się ekspertem i nauczycielem. Ma to również wielki plus praktyczny: szybko kończący się nie nudzą i  nie przeszkadzają tym, którzy wymagają większego skupienia.

Oczywiście taki tutoring, szczególnie wśród młodszych dzieci, dotyczy nie tylko spraw naukowych, ale także czynności samoobsługowych, prac techniczych i problemów ze znalezieniem właściwej strony w książce. Wymaga też od nauczyciela cierpliwości i ufności w uczniów, również dania im tyle czasu, ile potrzebują.

A co wtedy robi nauczyciel? Dyskretnie przysłuchuje się niesamowitym rozwiązaniom na jakie dzieci wpadają same, patrzy jak rośnie samodzielności i pewność siebie uczniów, oraz rozpiera się na krześle i łapie chwilę cennego oddechu 🙂

Korzystacie z takiego rozwiązania? Czy jednak wolicie tłumaczyć wszystko samodzielnie? Podzielcie się swoją opinią tutaj lub na FB Pani Nauczycielka

Dodaj komentarz